Od wieków źródła bogate w sole boru były masowo odwiedzane przez chorych cierpiących na zwyrodnienia reumatoidalne. Co ciekawsze, porównując stężenie boru w wodzie pitnej w danym kraju z ilością zachorowań na RZS, można zauważyć wyraźną zależność: tam, gdzie jest go najmniej, choroba staje się prawdziwą epidemią, ale jest niemal nieznana w regionach, gdzie jest go bardzo dużo. Było też bardzo wiele obiecujących badań na zwierzętach, wykrywano mniejsze stężenie boru w kościach osób z zapaleniem stawów, w porównaniu do zdrowych:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/7889887
O ile wiem, nie były przeprowadzane próby kliniczne nad skutecznością boru w leczeniu zapalenia stawów. Po co badać coś, czego nie można opatentować i sprzedać? Chory na RZS to kopalnia złota, gdyby okazało się, że bor jest skuteczny, za cenę kilku zł (bo tyle kosztuje cała terapia) pacjent mógłby się sam wyleczyć, pozbawiając koncerny farmaceutyczne gigantycznego zysku. Pozostaje oprzeć się na doniesieniach stosujących go pacjentów, a według nich działa rewelacyjnie.
Poprawka z roku 2017 – pojawiło się badanie, w którym testowano suplementy boru przeciw chorobie zwyrodnieniowej stawów. Okazuje się, że bor w dawce 3 mg dziennie spowodował bardzo dużą poprawę stanu zdrowia – CRP spadło aż o 60%. Większe dawki również przyniosły poprawę, ale znacznie mniejszą:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3241914/
W każdej aptece można kupić 3% kwas borowy, albo 30 gramów proszku, który po wsypaniu do litra wody zamienia się w 3% kwas. Jest on całkowicie bezpieczny (sok pomarańczowy jest kilka razy mocniejszym kwasem), co prawda czasem można spotkać się z ostrzeżeniami o jego toksyczności, ale są one całkowicie bezpodstawne. Nie wiem, kto i po co rozpowszechnia takie plotki. Nawet na Wikipedii jest on opisany jako trucizna, chociaż jego toksyczność jest NIŻSZA od zwykłej soli kuchennej.
Nie ulega też akumulacji w organizmie, więc wszelkie argumenty typu „no może nie zabija od razu, ale co po roku?” nie mają racji bytu. Prowadzono wielokrotnie badania na zwierzętach, nawet dawki dziesiątki razy większe od tutaj zalecanych nie wywołały żadnych, najmniejszych nawet objawów zatrucia, bez względu na to jak długo były podawane – w jednym z badań jadło go kilka pokoleń szczurów. Jedyna sytuacja w której trzeba uważać to ciąża, gdzie stosowanie wszelkich suplementów w wysokich dawkach jest mocno niewskazane.
Uwaga z roku 2020, normalne suplementy boru są w końcu dostępne w Polsce w sprzedaży.
Dawkowanie to według naukowców, którzy zajmowali się układaniem terapii na początku 5 do 10 ml kwasu borowego (30 do 60 mg boru), rozpuszczonego w szklance wody i popijanego w ciągu dnia. Po 2-3 miesiącach dawki powinno się zmniejszyć do 1 ml, co odpowiada 5 mg boru. W badaniu, które zacytowałem wyżej, stosowano dawki znacznie niższe, od 3 do 12 mg dziennie, przy czym dawka 3 mg była najskuteczniejsza – odpowiada to około 0,5 ml kwasu borowego. Rozsądek nakazuje zaufać naukowcom, którzy udowodnili swoje racje badaniem klinicznym, a nie ludziom którzy dawkowanie wzięli z sufitu.
W przypadku podejrzenia dużej akumulacji fluoru w organizmie, powinno się jednocześnie stosować suplementy wapnia, który pozwala związać go we krwi i usunąć z organizmu (bor wybija fluor z kości i mózgu, co jest zresztą jego największą zaletą). Jako że będzie on też wybijany z zębów (jedyne miejsce w organizmie, gdzie jest potrzebny), powinno się pamiętać o regularnym ich myciu pastą z fluorem, aby odnowić tam jego „zasoby”. Co ciekawe, pojawiają się doniesienia, że taka terapia może być dość skutecznym lekiem przeciw depresji. Nie wiadomo jednak, czy chodzi o sam fluor, czy może o to, że niedobory boru fatalnie wpływają na gospodarkę hormonami i mogą wywołać zaburzenia depresyjne.